powrót do przeszłości

nie ma miękkiej gry. zasady były jasne. jak tylko przychodziła pora roku, kiedy można było wyjść na dwór, siedzieliśmy całym towarzystwem na ławce. kiedy przychodził koniec przerwy, nikt nie wstawał. zdarzało się, że graliśmy kto ostatni wstanie. co tam, spóźnienie?

jest luty dwa tysiące któregoś roku, już nie pamiętam. tej ulicy wtedy jeszcze nie ma, pierwsze domy nieśmiało wychodzą ponad fundamenty. zamiast kostki brukowej jest ścieżka, co i tak nam nie robi różnicy bo wszystko przykryte jest grubą warstwą śniegu. idziemy - Rafał i ja - niosąc we dwóch moją perkusję z całym osprzętem. przez ostatni tydzień, jeszcze na feriach, graliśmy próby w domu Tomka, w nieużywanej kuchni. rodzina postawiła mu jednak ultimatum, więc nie pozostało nam nic innego jak poskładać bębny do torby i plecaka, dźwignąć centralę z tomami na plecy i ruszyć przez śnieg. pamiętam, że szło to bardzo opornie, na szczęście nic nie pogubiliśmy. po dojściu do Skarbowców jeden z tomów obraca się w mocowaniu i uderza mnie prosto w twarz, nie boli, śmiejemy się z tego. jesteśmy źli, zbuntowani i gramy szybkiego punka, wpisując się tymi perypetiami w klasyczny schemat zespołu punkowego, który najpierw był założony a potem uczył się grać. nie zagraliśmy już więcej prób z Tomkiem, tak wyszło. bębny kilka razy się przeprowadzały, aż w końcu je sprzedałem, po jakimś czasie przesiadając się na bas. Rafał sprzedał gitarę, gra hardteki. Tomek jest narodowcem, kiedy ostani raz rozmawialiśmy, mówił, że trochę gra na gitarze.

mały kawałek czegoś co sobie gdzieś tam z boku powstaje, i powstawać będzie pewnie jeszcze długo. żaden projekt, mała opowieść.

2 komentarze:

zi pisze...

wow g23 a to prehistoria. przypomnialo mi sie jak kiedys nie bylo tam kamer i mundurkow ani w ogole nie bylo niczego i pedagog chyba doris stala w sklepie u goski i lapala opuszczajacych teren szkoly

rafał pisze...

ale mi przypomniales stary ;]... to byly dobre czasy...