nie









to miał być duży, poważny materiał. nie wyszło. trudno, może nie ma co dusić pewnych spraw jeżeli same nie wychodzą, pewnie i tak pies z kulawą nogą by się tym nie zainteresował. tak jakoś wychodzi ostatnio, że coraz mniej mi się chce cisnąć pewne rzeczy. może rzeczywiście, zamiast się napinać, lepiej robić wszystko cicho i powoli. trochę mi żal tego ewentualnie powstałego materiału, bo x lat temu zrobiłem pierwszego listopada rzeczy, z któych byłem nawet zadowolony, więc teraz też napewno i tak dalej. w gruncie rzeczy to bezsens, ale przynajmniej zaopatrzyłem trochę lodówki w dobry materiał na schyłek jesieni i koniec światła o 16.
dzisiaj pokazywałem Filipowi Fridom pod kątem publikowania, oceny i składania tego jako teczki do ITFu. nie jest wspaniale, ale nie jest źle. coś się może uda z tego wybrać, przygotować.
jeżeli nic się nie zmieni, to w grudniu pojadę do Koszalina dać wykład o skłotach. wcześniej czeka mnie Łódź, która tak nieprzychylnie przyjęła nas latem.
po wykreśleniu kolejnych rzeczy z notesu, krystalizuje się (chyba) osiągalny drugi cel dokumentalny, rodzaj eseju, bo nie chcę w tym siedzieć tak jak siedzę w skłotach.

zmieniam zdanie, nie będzie ewy braun, niech będzie wszaniec, jest modny ostatnio - i dobrze, bo grają naprawdę porządnie - to może ktoś to zbada. słuchajcie, oni są z Krakowa! Twój alternatywny kolega już na bank ma ich płyty!



Brak komentarzy: