sentymenty

to bedzie historia o miejscach, których nie widuję od dwóch lat, ale dalej bezbłędnie odnajduje stare ścieżki. tak kiedyś wyglądał mój wszechświat.

cała historia może zacząć się tutaj. któregoś lanego poniedziałku poznaje tutaj wcześniej mijanych chłopaków. gada się nieźle, po kilku dniach znam wszystkich. najstarsi zaczynaja gimnazjum. wtedy ten kwietnik jest jeszcze fontanną. później ktoś wytnie nożem pompę od fontanny i sprzeda ją na lewo. odkrywam rocka i metal.

kończę podstawówkę. zaczyna się gimnazjum. czasem chodzę na przystanek tymi podwórkami, ściany z napisami cyrylicą. mój ulubiony zespół to slipknot, mam długie włosy i noszę bundeswerę. moi najlepsi koledzy z osiedla to R. i P., no i też M. który jednak niedługo później się wyprowadzi. jakoś w tym samym czasie R., pokazuje mi swój ulubiony zespół, którego nazwę widziałem kiedyś napisaną kiedyś na murze.
Sex Pistols, bo o nich mowa, wpuszczają do mojej głowy punkowego wirusa. kilka miesięcy później gadamy na górze ziemi. zakładamy zespół. nie mamy sprzętu, ale bardzo chcemy grać. R. jest gitarzystą, P. ma byc wokalem i drugą gitarą, ja decyduję się na bębny. Po jakimś czasie dołącza do nas T., basista. możemy zacząć dyskusje o graniu. pierwszą próbę zagrany za ponad pół roku. nie mam zdjęcia pól, aktualnie są blokami, ulicami, chodnikami. po górze nie ma śladu.

nazywamy to miejsce przychodnią. z naszego zespołu wylatuje P., za brak zgodności wizji muzycznej. postanawia założyc swój zespół. nazywają się Tribal, grają kilka prób. wcześniej poznaję dziewczyne P., D., która nazywa go 'prosiaczkiem'. szybko się dogadujemy, kiedy D. rzuca swojego amanta w cholere czasem chodzimy na spacery, gdzie moim zadaniem jest robić jej zdjęcia. bo w międzyczasie fotografia staje się moją pasją.


gramy próby. nazywamy się skup złomu. po jednej zostaje nagranie, które do dziś wydaje mi się niezłe, jak na moj trzeci kontakt z pełnym zestawem perkusyjnym. niedługo sam kupuję własny, za 400zł plus hardware i blachy do dokupienia. probojemy tez w domu basisty. często siadamy tu z R., on pali papierosa, ja pilnuję psa którego wyprowadzam na spacer. to jest koniec osiedla. widzimy pola, które gdzieś tam dalej zamieniają się w Klecinę. poznaję dużo nowej muzyki, od punka wolę hardcore, do tego różne eksperymenty dźwiękowe.

w międzyczasie robię dużo zdjęć, cyfrówką a także zenitem wykopanym z szafy. prowadzę fotobloga, gdzie głównie zajmuję się uzewnętrznianiem swojego weltschmerzu. kłócę się z ojcem, jestem nieszczęśliwie zakochany. dlatego co wieczór chodzę z psem na sąsiednie osiedle, z którego było dużo znajomych, w tym jeden z głównych powodów ww. weltschmerzu. zniechęcony cyklicznymi koszami, boję sie ryzyka w postaci szczerej rozmowy z jedyną inną, bo pewnie też mnie spławi. co się odwlecze... jedyna inna jest moją dziewczyną od ponad dwóch lat.

towarzystwo się zmienia. stajemy się outsiderami, P. i pozostali ludzie mają nowych kompanów, już nie tak ortodoksyjnie dobieranych wg. muzycznego klucza., dużo się dzieje. ktoś się z kimś nie lubi, ktoś komuś dziewczynę odbija. spędzamy z R., potem też z innymi ludźmi masę czasu na gadaniu, jedzeniu słonecznika. czasem też wpadam obejrzeć toplistę na mtv2. rodzina R. mówi na mnie Fidel, bo noszę patrolówkę.
T. psuje się bas. gramy z R. próby w moim mieszkaniu, co kończy się wizytą straży miejskiej i pismem ze spółdzielni. czasami siedzimy pod tymi schodami, kiedy pada. zostaje po nas 'niszcz nazizm'. dużo różnej muzyki, poznaję nową falę, industrial.
czasem siedzielismy na tych podwórkach w kilkanascie osob na lawce, dookola. teraz wszyscy przeniesli sie na boisko niedaleko. już lato, czerwiec. siedzę z D., na ławce, gadamy o pierdołach. nagle pies jej ucieka. w zamieszaniu gubi klucze, pies wraca a ja zaczynam ich szukac. jest późno, na czworakach przeszukujemy podwórko. są. wracam do domu za późno. ojciec jest wściekły. wielka awantura. zostaję zmuszony do ścięcia długich włosów, które wtedy sięgały mi za łopatki. golę się na irokeza.


wyprowadzam się 14 października 2007 roku, dzień po oblaniu egzaminu żeglarskiego. jestem już z 'jedyną inną' od kilku miesięcy. ostatni raz idę na wieczorny spacer z R.. znikam z życia, bo czasu na dojazd nie ma. wszystko idzie swoim torem. przyjeżdżam po niecałym roku. siedzimy z R., drugim R. też, w tym opuszczonym pawilonie. rozwalamy rękami gipskartonowe ścianki.
od tego czasu spotykamy się raczej przypadkowo. R. odchodzi od punka, sprzedaje gitarę. teraz też jest muzykiem, tylko trochę innym. D. ma chłopaka rugbystę. T., dawny basista z mojego zespołu, jest narodowcem, zaliczył epizod w onr. kiedy się spotykamy nie bije mnie, na szczęście. o P. znam tylko plotki, widziałem go nawet dzisiaj, nie poznał mnie. z tego co słyszałem głównie pije piwo na ławce. o dziewczynach - M, K, Dz, - nie mam pojęcia. moją niedoszłą dziewczynę spotkałem kiedyś przypadkiem w sklepie.

a teraz - nie patrz na tekst. tylko na zdjęcia. nudna fotografia, miejski pejzaż. nudna, prawda? zupełnie o niczym.

6 komentarzy:

TK pisze...

O człowieku odleciałem przy tej historii, zajebiście się czytało szczególnie że przeżyłem podobne motyw z wyjazdem, traceniem znajomych itd. niby to po prostu inna dzielnica Szczecina ale to 40 minut drogi komunikacją i zdecydowanie drugi koniec świata ;)

wg pisze...

Respekt.

senner pisze...

[brak słów. pisałem kiedyś, że wszystko za co się bierzesz, to ci wychodzi.]


[mam na dysku zalążek podobnego projektu, trochę inny jednak. ale chyba na dysku zostanie.]

midori pisze...

zaczytałam się i przeniosłam w tamto miejsce i tamten czas.
dziwne miejsce, trochę przejściowe dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zaczęli się tam pojawiać.

Anonimowy pisze...

nie do końca taka nudna, jeśli znasz to miejsce.

Anonimowy pisze...

bez tej wplecionej historii zdjęcia faktycznie niewiele mówią, ale zawsze bylam zdania, że powinno fotografować się przede wszystkim dla samego siebie, a dla ciebie zapewne mają one jakiś tam emocjonalny wtręt.
historia też na plus, chyba większość ludzi przeżywa(lo) takie sprawy, ale nie wszyscy piszą o tym w tak bezpretensjonalny sposób. milo się czytalo